sobota, 29 stycznia 2011

Tak jak pisałam wcześniej - lot miałam o 3 w nocy. Nie miałam zamiaru się spóźnić - nie chciałam tutaj dużej być. Dlatego na lotnisku czekałam już około 2. Wybaczcie mi - ale nie mam zamiaru opisywać tego wszystkiego co działo się przed wejściem na pokład samolotu. Normalna odprawa xdd - nic specjalnego. Miałam miejsce przy oknie - jeszcze tego brakowało. Chciałam naprawdę stąd wyjechać, ale nic mi tej sprawy nie ułatwiało. Tutaj przecież się wychowałam.. no wiecie. Chciałam zapomnieć o tym co łączy mnie z Paryżem, Francją a tu nagle będę musiała patrzeć na całe miasto z lotu ptaka - bałam się. Czego? Że krzyknę aby samolot zawrócił. Tak strasznie się bałam..
- Proszę pani?
Jakiś damski głos szumiał mi w uszach. Ta sama osoba, chyba szturchała mnie. Nie wiedziałam co się dzieje. Powoli otworzyłam jedno oko, potem drugie. Nadal byłam w samolocie. Za oknem nie było już mojego Paryża, mojej Francji. Była tylko woda. Po mojej lewej stronie patrzyła na mnie ze strachem w oczach jakaś pani. Na oko miała 30 - 35 lat. Nie wiedziałam o co jej chodzi.
- Eeem, przepraszam. Która godzina? - zapytałam, tylko to co mi przyszło na myśl.
- Jest dziesięć po siódmej (7.10).
- Ile jeszcze będzie trwał lot? - zapytałam lekko zdezorientowana.
- Jakieś 5 godzin.
- Oh - wyrwało mi się - czy coś się stało?
- Miała pani prawie cały czas koszmary, tak myślę. Coś pani mamrotała pod nosem, że czegoś pani nie chce, no a przed chwilą krzyczała pani. - ona, była nadal zdenerwowana. Nie pamiętam żeby coś mi się śniło. Mam pustkę w głowie.
- Tak bardzo mi przykro.
- Ale za co, kochanie? Że miałaś koszmary?
- Aaam, no chyba tak.
- Nic się nie stało. Chciałam po prostu przerwać twoje cierpienia.

1 komentarz:

Dodaj swoją opinię :) Z przyjemnością czytam każde komentarze.