sobota, 1 stycznia 2011

2011 - co nam przyniesie?

Tak jak sobie obiecywałam - zeszłam na dół około godziny 23:30. Miałam na sobie małą czarną od Chanel, buty od Armaniego i kopertówkę od Dolce&Gabbany. Włosy upięłam w kok i zeszłam na dół, do sali balowej. Było dużo osób, żadnych znanych (przynajmniej ja ich nie znałam) - tylko bogaci londyńczycy. Na takich wyglądali. Podeszłam do baru, i zamówiłam jednego drinka. Nic specjalnego - na takie rozluźnienie. Usiadłam przy barze, a barman podał mi martyni. Zaczęłam powoli sączyć alkohol. Cały czas będąc twarzą w stronę baru. Będąc w połowie drinka podszedł (raczej do mnie) pewien mężczyzna i zapytał:
- Czy tutaj jest wolne?
- Tak, przynajmniej ja nikogo nie widziałam. - powiedział z uśmiechem, żeby nie było, że tak na prawdę nie interesuje mnie ten facet. Chociaż? Jestem sylwester. Mogłabym sobie z kimś poflirtować, skoro w Londynie będę nie dłużej niż kilka dni - za nim zrobią mi sesję. Ale ów mężczyzna wcale nie był w moim typie. Taki elegancik, z włosami ulizanymi. Na oko wyglądał na 30 - 32 lata. Skóra była dobrze oczyszczona, aczkolwiek miał lekkie kurze łapki. Oczy miał brązowe - a ja nie lubię tego koloru połączanego z czarnymi włosami. Chyba jedyne co mi się w nim podobało to jego dłonie. Nie były wielkie, tak jak u innych mężczyzn. Te również były wypielęgnowane, a paznokcie opiłowane starannie. Widać - dba o siebie i jest pewny siebie.
- Czy mogę zaproponować pani drinka? - zapytał z szelmowskim uśmiechem, mierząc mnie wzrokiem. No hmm.. dlaczego nie?
- Może pan, ale nic mocnego. - uśmiechnęłam się i wskazałam ruchem głowy, na mój pusty kieliszek po martini.
- Barman martini dla tej uroczej damy, a dla mnie wishky z lodem. - powiedział, tak stanowczo i z szarmanckim uśmiechem. Brakowało jeszcze tego, aby przy uśmiechaniu święciły mu się zęby, jak to w kreskówkach bywa.
- Dziękuję - odpowiedziałam barmanowi, który postawił świeżo zrobione drinki. Odwróciłam się w stronę mężczyzny, żebyśmy mogli prowadzić jakąś rozmowę.
- Co taka piękna kobieta robi sama w sylwester? - zapytał pierwszy.
- No cóż, pracuję - odpowiedziałam - zeszłam tylko na chwilkę by zobaczyć co się tutaj dzieje, no i spotkałam pana - powiedziałam mu lekko flirtowanie - jak szaleć to szaleć!
- Ale jaki pan? Mam na imię Jack, Jack Button, miło mi panią poznać. - pocałować mnie w rękę, mówiąc te ostatnie zdanie. Hmm.. miło mi było, na prawdę. Ale czy on nie widzi, że ja mam dopiero 18 lat!? Że jestem młoda?! Czy tego po mnie nie widać?!
- Jeanne Goudreau, mi również jest miło. - wcale nie było. Doszłam do wniosku, że mogę z nim skończyć w łóżku jeśli tylko wypiję kilka drinków (no oprócz szampana, go muszę wypić, to aż tradycja), a wcale tego nie chciałam. Uświadomiłam sobie, że chcę do swojego pokoju. No tak za 5 minut 12. Musiałam zostać.
- Jeanne idziemy świętować 2011 rok? - zapytał, wstając i podał mi rękę abym mogła zejść z krzesła. Wyszliśmy na taras, gdzie wszyscy się zbierali i czekali na odliczanie do północy. Kelnerzy chodzili i roznosili kieliszki szampana. Jack wziął dla nas obydwóch i również czekaliśmy na rok 2011. Wszystko odbyło się normalnie, tak jak zawsze. Po jakiś 10 minutach bycia w nowym roku powiedziałam do trzydiosetolatka:
- Przepraszam, muszę iść do toalety.
- Dobrze, będę na Ciebie czekał przy bufecie - powiedział do mnie, i odszedł w stronę, tego bufetu. Z sali wyszłam normalnie - tak jakbym chciała udać się faktycznie do toalety. Jednakże poszłam do recepcji.
- Yym, przepraszam panią - zaczęłam.
- Tak Madame? - odpowiedziała recepcjonistka przeglądająca jakieś papiery.
- Jeśli ktoś by się pytał o Jeanne Goudreau, np. jaki ma numer pokoju, czy można połączyć z nią - proszę nikomu nie podawać żadnych danych, dobrze? - próbowałam powiedzieć, jak najbardziej naturalnie, ale chyba mi nie wyszło.
- A czy coś się stało? - zapytała, lekko zaciekawiona.
- Nie, nic się nie stało. Po prostu - chcę mieć święty spokój.
- Dobrze.
- Dziękuję i wszystkiego najlepszego w 2011 - odpowiedziałam, już idąc w stronę widny. Gdy tylko weszłam do pokoju zatrzasnęłam drzwi i osunęłam się pod nimi, jakbym chciała pilnować żeby nikt przez nie, nie wszedł.

Jeanne Goudreau

5 komentarzy:

  1. fajny sylweste :)
    Ja tam sylwestra spędziłam w domu

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo fajnie to opisałaś,sorki że tak od razu na TY...nie jestem przyzwyczajona :)

    Jeanne nie interesuje Cię napisanie książki?
    Byłaby z Ciebie świetna pisarka:)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Lalka pisze się martini, nie martyni:)

    OdpowiedzUsuń
  4. przeczytam początek twojej bajeczki, już dalej mi się nie chce.

    nie próbuj pisać w stylu książek z serii 'Plotkary', bo ci nie wychodzi.

    OdpowiedzUsuń

Dodaj swoją opinię :) Z przyjemnością czytam każde komentarze.